Noc w klatce
Poniedziałki zawsze jakoś kojarzą się z takim nowym początkiem. Mamy z reguły więcej energii wtedy do działania. I generalnie tak ostatni poniedziałek się zaczął. No właśnie zaczął .. W ciągu dnia zaczęłam być strasznie nieskoncentrowana na swoich zadaniach. Doszła do tego doza frustracji, szczypta zdenerwowania i stanowczo za dużo marudzenia. I co? I doszło do wielkiego chaosu 🤯💣
Dodatkowo dostałam od Pana pare rozkazów, które też nie były wykonane do końca tak jak Pan sobie tego życzył. Od jakiś paru dni tak jakby wiedziałam, że muszę być hmm zdyscyplinowana... Ale nie chciałam wpaść w jakieś wielkie tarapaty. No i niestety w nie wpadłam. Nawet głęboko.. bo wiedząc, że nie potrafię się skoncentrować zamiast się bardziej postarać to zrobiłam po swojemu lekceważąc praktycznie rozkazy. 😔
W ciągu dnia Pan kazał mi klęczeć z klamerka na języku przez 30 min. Dostałam w sumie chyba 3 takie polecenia, z tym że przy kolejnych klamerki wyładowały również na sutkach. Generalna zasada jest to, że podczas wykonywania zadań jakichkolwiek praktycznie mam odłożyć wszystko co robię i zająć się tym co Pan każe. Tyczy się to tez używania telefonu podczas wykonywania tych rozkazów.. wiec oczywiście miałam taki zakaz podczas klęczenia. Jednak byłam strasznie tego dnia rozkojarzona i nie skupiona (co mnie wcale w żadnym stopniu nie usprawiedliwia) i po prostu podczas klęczenia wzięłam telefon do ręki i przeglądałam.... to YouTube to Instagram itd.
Pan widział to moje nieskoncentrowanie, bo kiedy późnym popołudniem znowu wykonałam polecenie źle, wytknął mi to. Po czym wylądowałam w klatce. Z początku byłam zła i obudziła się we mnie taka mała dziewczynka tupiący nóżka. Wiec siedziałam w tej klatce z początku naburmuszona.😡 Po paru minutach Pan powiedział, że mogę iść się szybko umyć i potem wrócić od razu do klatki. Po powrocie do niej zaczęłam myśleć nad tym całym dniem i wiedziałam, że muszę się przyznać do używania telefonu. Zdawałam sobie sprawę, że jak Pan się dowie to będzie jeszcze bardziej wkurzony, a ja wpadnę już w dosyć porządne kłopoty i kara mnie nie ominie.
Przyznałam się wiec, z wielkim bólem przeklinając siebie i swoje durne pomysły. Mówiąc, że Pan był wściekły to chyba za mało powiedziane. 🧨🧨🧨 Od razu praktycznie kazał mi przynieść trytytki. Następnie miałam przynieść ze swojego wyrka prześcieradło i położyć je w klatce. To właśnie w niej miałam spędzić cała noc bez możliwości wyjścia z niej nawet do toalety. Miałam do dyspozycji tylko to prześcieradło, bez żadnej poduszki. Trytytki znalazły się na moich nadgarstkach, w kostkach i nad kolanami. Pan kazał odłożyć wszystko i iść spać. Pozwolił tylko zostawić zapalone światło.
Najgorszym momentem było zdjęcie obroży. Nie chciałam tego robić.. ale Pan był nieugięty w tej kwestii. Mogłam ją mieć obok siebie, położona na krześle, ale mogłam tylko na nią patrzeć. Co wcale prostą rzeczą nie było, bo zerkałam na nią praktycznie co 5 min próbując znaleźć sobie miejsce do spania.... a za dużo tego miejsca nie było i chciałam ją założyć tak jak to robiłam codziennie przed spaniem. Praktycznie połowę nocy spędziłam kręcąc się, próbując jakimś cudem ułożyć się tak, żeby trytytki mi się nie wrzynały w ciało. Zasnęłam dopiero około pierwszej, ale praktycznie budziłam się co 40 min. Około 4:30 nie wytrzymałam i napisałam do Pana wiadomość czy zgodziłby się żebym wyszła po 5 z klatki. Dostałam odpowiedz jakieś 25 min po piątej. Mogłam iść położyć się na moim wyrku i pospać normalnie do 7:30.
Kiedy się obudziłam już czekała na mnie wiadomość. Miałam iść biegać... normalnie rano idę pobiegać prawie codziennie..ale po takiej nocy jedyne czego chciałam to coś zjeść i spać jak najdłużej mi Pan pozwoli. O bieganiu nawet nie chciałam myśleć, a co dopiero jeszcze to robić. Pan nawet nie zgodził się na zwykle poćwiczenie w domu. Wiec wstałam, ogarnęłam się i poszłam. Po przyjściu mogłam ostatni raz sama skorzystać z toalety. Śniadanie zjadłam już w klatce. Pan kazał mi do niej wrócić i zostać w niej praktycznie na calutki dzień. Tym razem mogłam sobie zabrać poduszkę i jakieś swoje rzeczy do pracy. Obroży nadal miałam nie dotykać. Wychodzić mogłam tylko gdy Pan pozwolił.
Wiec powróciłam do tego siedzenia z przykurczonymi nogami. Byłam strasznie senna w ciągu dnia i chyba drzemałam 3x za każdym razem praktycznie budząc się kiedy usłyszałam dźwięk wiadomości od Pana. Dodatkowo musiałam napisać 100 linijek.
Pan zaznaczył rano, że ten dalszy czas siedzenia w klatce nie jest już kara. Po prostu Pan miał taki plan na mój dzień. Ale mimo tego zapewnienia i tak miałam wrażenie, że jest to tak jakby jakaś cześć tej kary. Zaczęłam nawet się „obawiać” że Pan będzie mi kazał spędzić w niej kolejna noc. Bardzo chciałam z niej wyjść i normalnie funkcjonować. Gdy dostawałam szybkie pozwolenie na wyjście do toalety czy po prostu po jakaś rzecz, która potrzebowałam praktycznie miałam zawsze ograniczony czas na to i musiałam poruszać się na czworakach. Tylko obiad przygotowywałam stojąc.
Około osiemnastej Pan napisał, że będę mogła wyjść z klatki za pół godziny. Mam wszystko posprzątać na błysk i iść się umyć. Na tą myśl cieszyłam się jak dziecko praktycznie. Przez cały dzień nie byłam pewna czy ta klatka nie stanie się moim małym domkiem na kolejna noc. Pan napisał tez, że będę spała na wyrku i to w obroży.. i gdy tylko to przeczytałam to praktycznie się popłakałam. Nie wiem czemu, chyba z radości. Ten cały dzień i noc była ciężka...nie tylko dlatego, że było mi strasznie nie wygodnie i byłam cała obolała...ale też psychicznie ze względu na fakt, że tak jakby straciłam obroże.
Całe „doświadczenie” związane z klatka nie ukrywam było męczące. Chyba głównie dlatego, że odbyło się w taki sposób. Możliwe, że gdybym nie narozrabiała dzień wcześniej cały koncept spędzenia dnia w klatce bez możliwości wychodzenia byłby trochę inny. Rzecz, która była uciążliwa to przede wszystkim brak miejsca. Bo oczywiście urządzając mieszkanie nie kupiłam normalnego stołu 😂 tylko praktyczny stół z Ikei rozkładany z szufladami po środku o super nazwie NORDEN, która wcale nie jest związana z klatką. 😊
Komentarze
Prześlij komentarz