Klamerki tylko niewinnie wyglądają
Ostatnie dni...praktycznie ostatni tydzień był dosyć zabiegany... Pan miał dużo pracy, a przez to mało czasu...ja z kolei miałam i praktycznie wciąż mam naukę i powtarzanie do ostatniego egzaminu, kończenie wstępu do magisterki i pisanie eseju. Został teraz tylko ostatni egzamin i wreszcie wakacje... ale oczywiście nie takie typowe, bo kolejne obowiązki wzywają...🤓
Do tego dopadło mnie małe przeziębienie. Pan pozwolił mi spędzić jeden dzień całkowicie w łóżku. Na szczęście obyło się bez gorączki i innych rzeczy. 🤧
Wczoraj wieczorem byłam szczerze powiedziawszy przygotowana na to, że czeka mnie zwykły wieczór... z rozmową z Panem, z ewentualnymi szybkimi rozkazami... Pan jednak kazał wyjąc klamerki... i to wszystkie, które mam... 😯 Od razu zaczęłam myśleć i przewidywać... co to będzie... czy wszystkie rzeczywiście wykorzystamy... czy wykorzystamy na przykład sznurek..., ale moje zdolności do wróżbiarstwa 🔮 są na poziomie zerowym, bo oczywiście nie przewidziałam pomysłu Mojego Pana.
Najpierw miałam zapiać po jednej na sutki. Potem dodać kolejne...po dwie na lewo i na prawo od głównej klamerki, która była na sutku. Już wtedy bolało dosyć mocno, bo miałam na sobie 10 kamerek. Pan oczywiście kazał dodawać kolejne. Tym razem nad i pod sutkami. Z 10 kamerek zrobiło się 14. Chciałam z jednej strony prosić Pana, że już starczy... praktycznie każdy mały ruch powodował większy ból. Ale chciałam wytrzymać.... wiedziałam, że jeszcze to nie jest tak jakby koniec moich możliwości...co więcej...nie chciałam niepotrzebnie marudzić Panu i przestałam się skupiać na tym, że mnie boli... Znaczy to akurat jest bardzo łatwo powiedzieć.W głowie cały czas siedziała mi myśl, że nie wytrzymam, że z jednej strony oczywiście chce Pana zadowolić, ale najlepiej, żeby Pan powiedział, że więcej nie dokładamy... i zaraz je wszystkie ściągniemy. Jednak postanowiłam, się w pewnym sensie spiąć w sobie i przestać myśleć o tej „udręce”. Padł kolejny rozkaz, żeby dołożyć kolejne klamerki... zrobiło się ich 16... potem 20 i zaraz z tych dwudziestu 22...
Zostały dwie klamerki na stole.. Pan kazał zapiać jedna na język, a druga na środku cipki. Próbowałam się nie ruszać... ale to w całe proste nie było... Dostałam polecenie, żeby przynieść obroże.... oczywiście Pan nie musiał mówić, wiedziałam, że najlepiej będzie przynieść ją na czworakach, ale gdy tylko już miałam iść spadła jedna klamerka... potem kolejna i kolejna.... łącznie 3 leżały na dywanie... W pewnym sensie przeklinałam siebie za nie położenie po prostu obroży gdzieś w pobliżu jak tylko Pan napisał. W ostateczności te nieszczęsne, niewinne chciałoby się powiedzieć klamerki, leżące na dywanie miały z powrotem znaleźć się na swoim miejscu, na które pierwotnie zostały przypięte... I mimo prób się nie dało....
Obroże przyniosłam w zębach... albo w pyszczku jak to Pan czasem mówi... spadła kolejna... to spadanie bolało... bo kompletnie nie miałam pojęcia kiedy i czy coś spadnie wiec każdy raz był totalnie niespodziewany i powodował w jakimś sensie moje zawodzenie na temat tego jak mnie boli...
Pan kazał założyć dwie z tych klamerek, które spadły na wargi... i dwie na moje nieszczęście na miejsce przy pachach.... moje nie myślenie o bólu...praktycznie poszło gdzieś w siną dal, bo w momencie gdy je tam założyłam, od razu chciałam je zdjąć....
I to nie był koniec atrakcji klamerkowych... bo przecież sunia nie będzie w wygodnej pozycji sobie w nich siedziała, czy klęczała..to by przecież było za proste... nie pójdzie też sobie siedzieć wygodnie albo i niewygodnie 😅 w klatce (która jest stołem 😂). Pan wiec kazał mi kucnąć mając tyłek nisko i ręce za głowa i być w tej pozycji na 3 min.... pomyślałam sobie, że trzy minuty to przecież prawie jak nic... zawsze mógł przecież powiedzieć 10... jednak nie byłam w stanie wytrzymać nawet dobrze dwóch minut.... próby nie ruszania się poszły tez na marne... Gdy podniosłam ręce za głowę nie sądziłam ze pare klamerek, poluzuje się... w rezultacie w ciągu tych niespełna dwóch minut spadły 3 z nich powodując większy ból.
Całe szczęście Pan pozwolił je w końcu zdjąć... Ściąganie ich bolało strasznie... praktycznie z jednej strony chciałam, żeby zdjęły się same, albo jakoś magicznie zniknęły od razu... wiec robiłam to jak najszybciej mogłam, prawie krzycząc miejscami (zwłaszcza, gdy odpinałam te pod pachami).
Mimo tego bólu... który muszę przyznać był na prawdę intensywnym, byłam od razu z siebie jakoś taka dumna... Pan był zadowolony..a ja miałam wrażenie jakbym po tym wszystkim jakoś odpłynęła. Możliwe, że to była to jedna z takich najboleśniejszych rzeczy jakie Pan kazał mi zrobić.. i na pewno nie była to ostatnia rzecz. 😊
Komentarze
Prześlij komentarz