Dom

Wreszcie nadszedł ten dzień, na który czekałam trochę nawet już od rozpoczęcia tego całego zamieszania z kwarantanna. Dziś wreszcie wróciłam do domu.

Od rana jednak dzień zapowiadał sie bardzo stresująco ze względu na 3 kolokwia. Do tego niestety doszło jeszcze coś... i to nie była mała rzecz... w jakimś sensie nawet ten stres związany z egzaminami, mimo, że są one ważne, wydawał się pestka w porównaniu z tym jak się czułam już od późnego wieczora dnia poprzedniego....

Wyjechałam praktycznie po południu.. to uczucie towarzyszyło mi praktycznie cały dzień  i mimo, że cholernie się cieszyłam na przyjazd do domu... na ta swobodę, na to, że teraz jak Pan napisze to będę całkowicie do Jego dyspozycji... to byłam strasznie spięta i z kolejnymi kilometrami można powiedzieć, że w pewnym sensie co raz bardziej się obawiałam co się stanie....czy dziś wieczorem dostanę kare, czy przyjdzie mi zmierzyć się z kolejnym dniem wstydząc się za swoje zachowanie i próbując przekonać Pana, że już nigdy więcej tak nie zrobię i żeby mi wybaczył.

Przegiełam na calutkiej linii....nie będę opisywała co się stało..... ale Pan jest na mnie wściekły... nawet słowo wściekły jest chyba za małe żeby to ująć... Ja za to jestem zła na siebie... za swoje zachowanie... i do tego jest mi tak potwornie wstyd, ze najchętniej zapadłaby się pod ziemie... i to dosłownie tak się czułam kiedy Pan mnie opieprzał  tuż przed północą, a ja klęczałam nago na podłodze.

Pan praktycznie nie reagował na moje prośby i błagania.. po długim opieprzaniu... Pan tylko wydał kilka poleceń i poszedł spać.. a ja leżałam próbując w końcu zasnąć i nie mogąc znaleźć sobie miejsca... z oczu popłynęło trochę łez, bo mój wstyd nie wytrzymał i nie usiedział w środku. Zasnęłam dopiero koło drugiej nad ranem.

Ten dzień tez był całkowicie inny.... nie zaczął się tak jak zawsze... Pan powiedział, że mam nie przesyłać porannych zdjęć, nie mogłam tez meldować się regularnie co 3h jak zawsze... miałam tylko napisać jak wstałam i pisemnie zawiadomić Go jak poszły kolokwia i inne rzeczy... nic więcej.

To trochę tak jakby Pan mi zabrał to co powinnam robić... tak jakby zabrał pewien rytuał. Zgodnie wiec z poleceniem Pana robiłam tak jak kazał... mimo, że jedyne co pragnęłam to błagać o przebaczenie i o to żeby mnie ukarał, bo czułam się okropnie. Można powiedzieć, ze fakt tego nieukarania jest trochę taka pośrednia kara... bo zmusza do głębszych przemyśleń... pogłębia chyba jeszcze bardziej ten wstyd. I to pozostawienie suczki w takim stanie jest chyba najtrudniejsze... przynajmniej dla mnie... bo w takim momencie jedyne co chce to, żeby Pan wydał po prostu wyrok... cokolwiek byle wybaczył.

Po pierwszym kolokwium zobaczyłam od Pana wiadomość. Padło pare pytań o moje wnioski odnośnie tego co zrobiłam.. wymieniliśmy pare zdań.. ale Pan cały czas był taki zimny.

Po powrocie czekało mnie duże sprzątanie.. i chyba przede wszystkim stawienie czoła temu, ze Pan w najbliższym czasie nie pozwoli mi na obroże.. skupiłam się wiec na sprzątaniu próbując o tym nie myśleć..

W końcu Pan napisał przed 19... nadal bardziej zdystansowany niż zwykle.. nie lubię jak Pan taki jest... ale nic na to poradzić nie mogę...znaczy mogę się postarać jedynie. Stanęło na tym, ze praktycznie nie mam jeszcze wyznaczonej pełnej kary... ale dzisiaj, mimo ze dzień był ciężki... o wygodnym łóżku mogę zapomnieć.. czeka mnie jedynie spanie na podłodze... do tego Pan ograniczył mi YouTube i Netflix i jutro każdy posiłek mam jeść na podłodze...

Mam tylko nadzieje, że pokarze Panu jak najszybciej, ze suczka nadal jest grzeczna dziewczynka 😊

Komentarze