W końcu w domu
Jakoś długo wyczekiwałam tego dnia. Dłużyło mi się niemiłosiernie. Wieczorne rozmowy z Panem były czasami krótkie, bo oboje byliśmy zmęczeni. Dodatkowo nie mogła w pełni wykonywać wszystkich zadań, a jeśli już jakieś wykonywała to dochodziła do nich wielka nuta pewnego strachu. Jednak odkrycie "co suczka robi" przez osobę praktycznie mi obcą to zupełnie co innego w porównaniu z kimś bliskim. Jednak mimo to próbowałam.
W końcu dzisiaj nastał ten "upragniony dzień" wyjazdu. Rano oprócz zanoszenia wszystkiego do samochodu czekała na mnie jeszcze wizyta u weterynarza z moją kotką. Trochę mi tam zeszło i jak już byłam w drodze wiedziałam, że pewnie Pan się zastanawia czemu mnie jeszcze nie ma w domu. Myślałam czy już napisał, czy czeka na mnie jakieś zadanie, czy pozwoli mi założyć obrożę, za którą tak się stęskniłam. Jak tylko zaparkowałam chciałam już sięgać po telefon, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze wnoszenie tych wszystkich toreb na 4 piętro. Starałam się więc zrobić to jak najszybciej stwierdzając, że suczka może na parę minut zamienić się w hmm słonia albo wielbłąda i jakimś magicznym sposobem zanieść wszystko w ekstremalnym czasie. Gdy już w końcu mój cały "ładunek" znalazł się w mieszkaniu sięgnęłam po telefon i oczywiście Pan mnie nie zawiódł. Czekała na mnie wiadomość. Suczka miała wszystko zostawić i rozebrać się. Założyć po 3 klamerki na piersi i uklęknąć przy kaloryferze na 30 min. I mimo, że jadąc planowałam sobie, że najpierw się rozpakuje, potem pójdę na zakupy, bo w lodówce pustki i po powrocie zacznę sprzątać; zaczęłam się rozbierać. Pan kazał wysłać zdjęcie i od tego momentu liczył się czas. Dodatkowo jeżeli Pan nie odezwałby się to po 30 min miałam nagrać filmik jak zdejmuje klamerki i miałam pozwolenie na założenie obroży.
Muszę przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie byłam tak skupiona przy klęczeniu. Telefon miałam obok siebie, bo w każdej chwili Pan mógł napisać. Ale suczka posłusznie klęczała ze spuszczoną głową i praktycznie starała się nie ruszać. W rzeczywistości w mojej głowie myśli biegały z jednego kąta na drugi. Cały czas byłam podekscytowana, że to w końcu jestem w domu, w końcu będę cały czas "dostępna" dla Pana.
Pan napisał 10 minut przed końcem czasu. Kazał założyć klamerkę na język i pozwolił na założenie obroży. Praktycznie wystrzeliłam od razu po tą obroże 😂. Jak najszybciej wysłałam Panu zdjęcie, że wszystko jest na miejscu. Najpierw Pan pozwolił zdjąć skrajne klamerki i zostawić tylko te co były zaczepione na sutkach. Dopiero później przyszła na nie pora, z tym że dodatkowo suczka musiała najpierw za nie pociągnąć. Bolało, ale w pewnym sensie za tym tęskniłam i z jednej strony chciałam, żeby zostały jeszcze, ale z drugiej wiedziałam, że jak je będę zdejmować to poczuje to uczucie, które jednocześnie unosi i sprowadza na ziemie. :)
W końcu dzisiaj nastał ten "upragniony dzień" wyjazdu. Rano oprócz zanoszenia wszystkiego do samochodu czekała na mnie jeszcze wizyta u weterynarza z moją kotką. Trochę mi tam zeszło i jak już byłam w drodze wiedziałam, że pewnie Pan się zastanawia czemu mnie jeszcze nie ma w domu. Myślałam czy już napisał, czy czeka na mnie jakieś zadanie, czy pozwoli mi założyć obrożę, za którą tak się stęskniłam. Jak tylko zaparkowałam chciałam już sięgać po telefon, ale wiedziałam, że czeka mnie jeszcze wnoszenie tych wszystkich toreb na 4 piętro. Starałam się więc zrobić to jak najszybciej stwierdzając, że suczka może na parę minut zamienić się w hmm słonia albo wielbłąda i jakimś magicznym sposobem zanieść wszystko w ekstremalnym czasie. Gdy już w końcu mój cały "ładunek" znalazł się w mieszkaniu sięgnęłam po telefon i oczywiście Pan mnie nie zawiódł. Czekała na mnie wiadomość. Suczka miała wszystko zostawić i rozebrać się. Założyć po 3 klamerki na piersi i uklęknąć przy kaloryferze na 30 min. I mimo, że jadąc planowałam sobie, że najpierw się rozpakuje, potem pójdę na zakupy, bo w lodówce pustki i po powrocie zacznę sprzątać; zaczęłam się rozbierać. Pan kazał wysłać zdjęcie i od tego momentu liczył się czas. Dodatkowo jeżeli Pan nie odezwałby się to po 30 min miałam nagrać filmik jak zdejmuje klamerki i miałam pozwolenie na założenie obroży.
Muszę przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie byłam tak skupiona przy klęczeniu. Telefon miałam obok siebie, bo w każdej chwili Pan mógł napisać. Ale suczka posłusznie klęczała ze spuszczoną głową i praktycznie starała się nie ruszać. W rzeczywistości w mojej głowie myśli biegały z jednego kąta na drugi. Cały czas byłam podekscytowana, że to w końcu jestem w domu, w końcu będę cały czas "dostępna" dla Pana.
Pan napisał 10 minut przed końcem czasu. Kazał założyć klamerkę na język i pozwolił na założenie obroży. Praktycznie wystrzeliłam od razu po tą obroże 😂. Jak najszybciej wysłałam Panu zdjęcie, że wszystko jest na miejscu. Najpierw Pan pozwolił zdjąć skrajne klamerki i zostawić tylko te co były zaczepione na sutkach. Dopiero później przyszła na nie pora, z tym że dodatkowo suczka musiała najpierw za nie pociągnąć. Bolało, ale w pewnym sensie za tym tęskniłam i z jednej strony chciałam, żeby zostały jeszcze, ale z drugiej wiedziałam, że jak je będę zdejmować to poczuje to uczucie, które jednocześnie unosi i sprowadza na ziemie. :)
Komentarze
Prześlij komentarz