Powrót i wiaderko


Nowy rok ma to do tego, że z reguły, chcemy zacząć coś nowego. Coś zmienić. U mnie te zmiany, a raczej postanowienia zmian są głównie mało związane z klimatem, chociaż nie – jest jedno postanowienie – być lepszą suczką i nie mieć tyle kar  :)
 
Od kiedy wyprowadziłam się od rodziców, praktycznie wyczekiwałam kolejnego powrotu do siebie. Do takiego zakątka ciszy, gdzie mogę być kompletnie sobą. I to tak totalnie sobą. Nie zdziwiło mnie więc to, że przed wyjazdem praktycznie podekscytowanie nie schodziło ze mnie. Planowałam wcześniej iść spać, żeby wyspać się na podróż, ale skończyło się to na pisaniu z Panem chyba do 2 czy prawie 3 nad ranem. 

Praktycznie zaraz po przyjechaniu, Pan zażyczył sobie zdjęcia i dodatkowo kazał założyć klamerki na sutki. Po 2 tygodniach przerwy od jakichkolwiek większych zabaw klimatycznych można powiedzieć, że tylko czekałam aż Pan będzie mi kazał coś zrobić. Dosłownie cokolwiek. Nawet gdyby się okazało, że mam klęczeć w kącie przez godzinę. Ostatecznie skończyło się na klęczeniu z klamerkami przez chyba 10 min i później na filmiku jak sprzątam oczywiście nago – nie oszukujmy się mieszkanie po 2 tygodniach bez sprzątania trzeba było doprowadzić do kultury. 

Po powrocie znowu czekała nauka. A raczej cały czas czeka jej dalszy ciąg, sesja już nie długo. A zmobilizowanie się znowu po przerwie nie należy do łatwych rzeczy. Pomijać fakt że jedyne co chciałam po przerwie to mieć sesje z Panem. Ale nie zawsze jest tak, że dostajemy wszystko od razu. Wiec na większą "zabawę" z moim Panem musiałam parę dni poczekać. Dodatkowo zakaz orgazmu nie pomagał w tym czekaniu. Aż w końcu zrobiłam się w pewnym sensie zdesperowana, żeby Pan mi kazał coś zrobić, jakieś zadanie, cokolwiek. Dużym zaskoczeniem dla mnie i w sumie dla Pana też był fakt, że nawet nie chciałam pozwolenia na orgazm. Chciałam tylko, żeby "Pan mnie użył". Dziwne to sformułowanie, ale jakoś inaczej chyba nie można tego nazwać. I się wreszcie doczekałam...

Po tym jak powiedziałam Panu, że zamierzam zainstalować u siebie drążek do podciągania, Pan wpadł na pewien pomysł – genialny jak to ujął – mianowicie drążek miał przydać się przy zabawie z wiaderkiem. Więc wreszcie 5 stycznia wieczorem po tym, jak napisałam Panu, że suczka naprawdę potrzebuje jego rozkazów, udało się coś zrobić tak na szybko. Pan kazał przygotować wiaderko i dużo wody. Następnie zrobić odpowiednie wiązanie tak, aby lina była zawiązana w pasie, przechodziła przez cipkę, dalej przez drążek i na końcu miała być przywiązana do wiaderka. Do wiaderka miałam nalewać powoli wodę i generalnie się nie kręcić. Łatwo powiedzieć, ale rzeczywistość jest zupełnie inna jak lina wrzyna się cipkę :) Dodatkowo klamerki na sutkach i knebel z majtek. I dzięki Bogu za ten knebel, bo zawsze trochę tłumił moje odgłosy, mimo że aż tak głośne nie były.

Z tego całego podniecenia tym, że coś wreszcie robimy po tak długiej przerwie, nie do końca robiłam wszystko jak Pan chciał, bo podnosiłam linę rękoma. Dodatkowo ze względu na to, że musiałam wszystko przygotować w bardzo krótkim czasie nie przewidziałam tego że nie powinnam się schylać po wodę tylko mieć ją w zasięgu ręki. Także podsumowując musimy zrobić to jeszcze raz z pewnymi modyfikacjami. Pan wymyślił przysiady na następny raz. Nawet nie chce myśleć o tym, jak będzie trudno je robić. 

Całość bolała. Jednak nie codziennie „podnosi się” prawie pełne wiaderko cipką. Mimo tego bólu, było mega przyjemnie. I co tu dużo mówić... nie mogę się doczekać powtórki :)

Komentarze