Panie...a ja?


Chyba można powiedzieć, że przywykłam już do tego, że obowiązują mnie pewne zasady. Jest to w jakimś stopniu naturalne, że mam się pytać i czekać na pozwolenie. Jednocześnie nie oczekując, że będzie po mojej myśli (z tym to jeszcze czeka mnie masa pracy :D )

Pierwsza zasada, którą dostałam, dotyczyła zakazu orgazmu i dotykania się. Wydaje się to proste, ale nie było i ją złamałam bardzo szybko. Ta reguła obowiązuje cały czas, z małą zmianą. Mam pozwolenie na edging. Kończył się on parę razy nie tak jak powinien, za co przyszło mi płacić. 

Jednak mimo tych zasad i pewnych przyzwyczajeń, które już się wykształciły, nadal odmowa orgazmu po zapytaniu jest trudna. Są różne sytuacje...takie, w których gryzę się w język i próbuje zaakceptować, że po prostu Pan się nie zgadza. Te są dosyć ciężkie... czasami. Jest też czasem tak, że mimo usłyszenia słowa "NIE", proszę Pana znowu i znowu... próbując go przekonać (co czasem się udaje).



Są też sytuacje kompletnie przeciwne.. i musze przyznać, że je lubię najbardziej. To takie, gdy Pan ma przyjemność, a ja nie... ja tylko służę do tej przyjemności. Co więcej cała ta okoliczność, że to On ma orgazm... może się dotykać i ma to spełnienie sprawia jakąś dziwną radość. Czemu dziwną? Bo jest ona zawsze totalnie niespodziewana. Jest to inna przyjemność od tej, kiedy mam po prostu orgazm za Pana pozwoleniem, kiedy to On mnie kieruje. Takie sytuacje pojawiają się w dosyć małej ilości (jeśli chodzi o moje odczucia co do całości). Nie wiem czy to dobrze...czy źle. Ale chce taką postawę na pewno pielęgnować. Bo jest ona piękna sama w sobie. To uczucie takiej radości, zadowolenia przychodzi po zakończeniu wszystkiego... kiedy już leże w wyrku lub łóżku i wiem, że Pan był zadowolony...że miał tą przyjemność. :)

Wczoraj zasypiałam z wielkim uśmiechem na ustach :D 😇

Komentarze