Eksperyment
Miałam dziś subdrop. Chociaż słowo miałam nie wiem czy jest do końca adekwatne, bo może on tam wciąż jest. Ale...
... nie będę pisać o tym jak się czułam (dobra... trochę skłamałam...więc inaczej - na subdropie nie będę się skupiać) :)
Ostatnie trzy tygodnie były dość intensywne. Nie mieliśmy tyle czasu co zazwyczaj. W weekendy nie było sesji... takiej prawdziwej. Do tego doszedł mój mały wyjazd na tydzień. Tęskniłam za Panem i za służeniem strasznie mimo, że cały czas mieliśmy kontakt. Jednak ta tęsknota miała miejsce!
W sobotę Pan używał mnie. Wciąż dziwnie pisze mi się to sformułowanie. Ale uważam, że pasuje do całej sytuacji. To był intensywny wieczór. Chyba głównie z uwagi na moje podekscytowanie każdym poleceniem. Dostałam mini protokół, który starałam się przestrzegać (nie wyszło do końca tak jak powinno, ale Pan był bardzo łaskawy!). Zasnęłam dosyć wyczerpana.
Dziś jest poniedziałek. Mały/Duży powrót do rzeczywistości uczelnianej. Trwając w dropie i próbując jakoś się z nim uporać miałam przed oczami perspektywę leżenia już chyba 2 godzinę. Ale... Postanowiłam zrobić mały eksperyment.
Przed wyjazdem szukałam różnych tutoriali na temat self suspension. Miałam już małe próby tej pięknej sztuki, ale chciałam zrobić to porządnie jak należy. Jednocześnie wiedziałam, że nie wykonam całkowitego podwieszenia. Zdawałam sobie sprawę, że to będzie hmm połowiczne podwieszanie? Chyba tak to można nazwać. :)
Dodatkowo czułam jakąś dziwną potrzebę lin... tego "bólu" kiedy lina oplata... perspektywa podwieszenia wprawiała mnie w podekscytowanie, ale wiedziałam, że muszę być bardzo skupiona na tym co robię. No i się zaczęło. Wiązanie w obrębie ud i brzucha okazało się bardzo proste (ku mojemu zdziwieniu). Dołożyłam jeszcze bodange piersi i prawej nogi. Po czym zaczęłam małe zmagania z położeniem się na materacu.
W końcu zawisłam. Znaczy.... hmm wisiałam od klatki piersiowej w dół. Reszta ciała, czyli ramiona i głowa leżała swobodnie na materacu. Całość trzymała się za wiązanie na lewym udzie. Uczucie? Hmm jako, że nadal jestem podekscytowana tym, że się udało, mogę powiedzieć, że zajebiste. Nie wiem jak je opisać... jest hmm dziwne, a jednocześnie takie uspokajające. To zupełnie coś innego niż zwykłe związanie się (oczywiście nie umniejszam tu wykwintnym wiązaniom części ciała, które również takie uczucia wywołują). Jednak jest to coś zupełnie innego. Zasłoniłam oczy opaską. Wisiałam około 15 min. Bujałam się troszkę. Czy bolało? Trochę tak.. w końcu liny się odrobinę zawsze wrzynają. Było w tym coś takiego szczególnego, coś czego jeszcze nie umiem nazwać. Miałam wrażenie, że po prostu latam i trzymają mnie tylko te upięcia. :)
Po rozwiązaniu miałam wrażenie, że cała "wibruje". Mam wrażenie, że chce poczuć tą całość znowu... w jak najkrótszym czasie. Cudowne uczucie!😇
Komentarze
Prześlij komentarz