Knebel + spacer = ...

 Parę dni po zrobieniu knebla przyszło mi się z nim zmierzyć w trochę innej odsłonie. Praktycznie nie sądziłam, że takie o to zadanie dostanę... ale stało się. Pan kazał mi iść na spacer, założyć obroże i knebel...


Wyjście z obrożą na szyi jest dla mnie można powiedzieć "czymś normalnym". Nie w takim sensie, że obroża stała się rzeczą powszednią. Za każdym razem jest to jakieś większe przeżycie, bo jako hmm dumna swojej uległości mam wrażenie, że co raz bardziej chce tą obroże pokazać jednocześnie zachowując jakąś dozę przyzwoitości. Ostatni raz będąc z nią w sklepie, praktycznie nie przejmowałam się, że co jakiś czas trochę było słychać dzwoneczek, który jest do niej przyczepiony oraz to, że było ją widać bardziej niż powinno. 

Knebel w przeciwieństwie do obroży po pierwsze jest czymś nowym. Można powiedzieć, że przygoda z kneblami zaczęła się po prostu od majtek , które lądowały w moich ustach. Było i jest to nadal zawstydzające. Knebel jest inny, bo przede wszystkim jest zapinany.. nie tak łatwo go wyjąć i hmm cóż mogę powiedzieć... ślinie się w nim praktycznie po paru sekundach. Pan to lubi. Nawet bardzo. 

Długie noszenie knebla do przyjemnych nie należy 😇😅 Nie wiem... może jest jakaś magiczna metoda, żeby się rozluźnić mając go w ustach, jednak jeszcze jej nie odkryłam i więcej niż 15 min z nim sprawia, że potrzebuje małej przerwy. Może jest to naturalne? Majtki były całkowicie inne jeśli chodzi o ten aspekt. 

Powracając jednak do tego spaceru. Na początku perspektywa założenia go i wyjścia gdziekolwiek budziła jakąś taką niepewność. Tak jakby knebel był dla mnie taką rzeczą, która zostaje w środku i nie pokazuje się gdzieś indziej. Ok.. no może ewentualnie balkon był taką extra sferą (chociaż też nie wiem jakby to wyszło w praktyce) Z drugiej strony nie chciałam zawieść Pana... i wiedziałam, że będzie to zawsze jakieś nowe hmm doznanie.  Stanęło na tym, że mam go mieć w ustach na ok 10 min. Była niedziela i cholernie zimno. Jakieś 10 stopni na minusie. Pierwszą myślą było założenie go jak najszybciej od razu po wyjściu z domu na klatkę. Oczywiście maseczka wszystko zasłaniała... jednak, jeśli ktoś postanowiłby wpaść na szalony pomysł przyglądania się czy pod tym kawałkiem materiału coś się znajduje to na około 70% mógłby go zobaczyć. Całe szczęście, że mój pierwotny plan został zmieniony, bo naprawdę szybkie wypchnięcie go z ust i schowanie go pod szalikiem na widok sąsiadki musiałoby być niezłą rzeczą do oglądania. 😝 (Myślę, że nadawałby się do jakiejś klimatycznej wersji śmiechu warte)😅

Całe 10 min noszenia knebla na dworze od razu spowodowało ślinienie się na potęgę. Cały czas zastanawiałam się czy to widać i w mojej głowie powstała myśl, że brakuje jeszcze Pana, który ciągnie mnie za sobą na smyczy. 😈😈 Maseczka była mokra! (chociaż to chyba za mało powiedziane) Temu wszystkiemu towarzyszył wstyd. Może też lekkie przerażenie, bo co będzie jak spotkam kogoś znajomego. Za każdym razem jak widziałam, że ktoś będzie mnie mijał ( a na szczęście było mało takich okazji), miałam chęć jak najszybciej tą osobę minąć ze spuszczoną głową. Nie był to jednak negatywny wstyd! Było to dziwne uczucie z jednej strony cholernego podniecenia całą sytuacją i przede wszystkim chyba pewnym zadowoleniem z siebie samej, ale właśnie jednocześnie połączone z masą myśli "a co jeśli?" 

Bądź co bądź zadanie w cale trudne nie było i moja początkowa lekka awersja była wcale niepotrzebna! Musze dodatkowo przyznać, że marzy mi się kolejny taki spacer...😁

Komentarze