1000 razy
Moja awersja do linijek oficjalnie się pogłębiła...
Co tu dużo mówić oberwało mi się... Dostałam karę za zakazany orgazm!
Ostatnio z Panem dużo się "bawiliśmy" w edging. Spędziłam prawie cały dzień (oczywiście z przerwami) na wprawianiu się w stan absolutnego podniecenia. Błagałam Pana wiele razy. Jednocześnie widziałam, że minie trochę czasu aż w końcu z Jego ust padnie to słowo, na które tak bardzo czekałam.
Ten dzień wydawał się długi... za długi. Dodatkowo upał w cale nie pomagał. W międzyczasie ja tonęłam powoli w notatkach, próbując skupić się na powtarzaniu. Łatwe to nie było... i nie ma co ukrywać, ale Pan baaaardzo ułatwiłby mi sprawę gdyby tylko powiedział "możesz". Po paru godzinach stwierdziłam nawet, że zimne prysznice wcale nie pozwalają mi ochłonąć. A wchodziłam pod taki co najmniej 3 razy. Chciałam, żeby Pan wrócił z pracy jak najszybciej, bo być może wtedy w końcu nadejdzie koniec moich udręk.
W końcu zasnęłam około 15 próbując nie myśleć o tym, jaki to Mój Pan jest zły i nie dobry, że mnie tak męczy. (oczywiście to żart!) Obudziłam się dwie godziny później na dźwięk wiadomości. Niestety to nie było to co chciałam przeczytać.
Wieczorem kiedy już myślałam tylko o jednym i byłam gotowa błagać i się zarzekać, że zrobię wszystko, padło polecenie o treści "Do spania!"
Nie ukrywam, byłam zmęczona po tym całym dniu...w dodatku zła, podniecona, mokra... zasypianie też nie było łatwe.
Rano obudziłam się z misternym planem. Stwierdziłam, że będę się z Panem hmm droczyć...przekomarzać ... Jako, że na edging mam pozwolenie, to postanowiłam to wykorzystać... Pan otrzymywał co jakiś czas wiadomości i wiedział co się dzieje ze mną... z tym, że jestem strasznie mokra i podniecona. Co więcej Pan przypomniał mi o tym, że jest w pracy 😈. Ja jednak grałam dalej.
Wieczorem moje podniecenie już nie wytrzymywało i wybuchło... doszłam. Pan zadowolony nie był, bo On miał zadecydować kiedy nastąpi koniec... jednakże kary za to nie dostałam.. wyjątkowo. I może to był błąd?! Trudno ocenić, bo oczywiście seria kolejnych wydarzeń jest całkowicie moją winą. Nie Pana. Jednak gdy to piszę zastanawiam się czy gdyby Pan wtedy nie odpuścił (do czego ma absolutne prawo) to byłoby inaczej? Czy bardziej bym się pilnowała?
Po tych zmaganiach byłam wręcz pewna, że będę zaspokojona... przynajmniej na jakiś czas (hihi). Przeciwnie byłam podniecona jak kotka w rui. Zaczęłam się dotykać... pamiętałam oczywiście o zakazie orgazmu. Frustrowało mnie to, ale wątpiłam, że Pan pozwoli mi na kolejny w tak krótkim czasie. I co? No i popełniłam błąd. Mówienie sobie w głowie "jeszcze tylko parę sekund... bo tak dobrze" nie było najlepszym pomysłem na jaki wpadłam. Doszłam. Owszem było mi zajebiście dobrze... ale wiedziałam, co się stanie po tym wszystkim.
No cóż... musiałam się przyznać. Potem nadeszły godziny pełne stresu i chęci błagania Pana o litość. Wieczorem Pan powiedział, że kary dziś nie będzie... ale ona się pojawi. Potem przyszedł nowy dzień. Był to czwartek. Standardowo zaczął się od ćwiczeń. Później parę godzin nauki. W międzyczasie załatwianie różnych spraw. Miałam wrażenie, że stres mnie rozerwie na strzępy. Bardzo dawno się tak nie bałam kary. Ta cała niepewność co to będzie... jak bardzo to będzie rozłożone w czasie mnie dobijała. W końcu się złamałam i napisałam Panu, żeby mi w końcu coś powiedział, bo ja już nie wytrzymam. Chyba dwie godziny po tej wiadomości dostałam odpowiedź. Padło na linijki. Nie będę ukrywać sama je zasugerowałam. Sama zasugerowałam piękną okrągłą ilość tysiąca linijek. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale chciałam Panu pokazać, że mogę tyle napisać tylko, żeby swojej suni wybaczył. No i co? I dostałam te linijki. Całe tysiąc.
Zaczęłam pisać około 19. Był piątek, a więc dzień w którym może być jakaś sesja. Pisałam i pisałam cały czas skupiając się na tych słowach. "Nigdy więcej nie będę mieć orgazmu bez pozwolenia. Nigdy więcej nie będę mieć orgazmu bez pozwolenia. Nigdy więcej...".
Pan napisał o 23. Byłam dopiero przy 498 linijce. Dostałam polecenie pisania ich dalej w kącie na kolanach. Gdy doszłam do linijki numer 582 pozwolono mi na małą przerwę. W sumie ta przerwa zamieniła się w serię zadań. Właściwie nie wiem jak je nazwać. Przyjmowałam różne pozycje... niewygodne, które można śmiało nazwać tzw. stress positions. Każda z nich miała mi pokazać, że moja niewygoda jest bez znaczenia. Pan zadawał pytania. Ciągle przypominał mi, jaka jest moja rola. Że nie wolno mi zmieniać pozycji, jeśli nie ma takiego pozwolenia.
Muszę przyznać, że było to trudne. Wymagało dużego samozaparcia się i wytrzymania mimo bólu. Czułam się bardzo zawstydzona każdym Pana słowem, które pokazywało mi cały czas gdzie jest miejsce uległej.. jak uległa ma się zachowywać, czy uległa ma prawo do wygody. Miałam wrażenie, że stanie w kącie to przy tym pestka. Dostało mi się jeszcze za moje zapominalstwo! Praktycznie mam wrażenie, że był to jeden wielki opierdziel, którego potrzebowałam. Nie ma co ukrywać zbierało mi się. Wszelkie drobnostki, które się namnażały w końcu zostały wyciągnięte na wierzch. Ten dzień skończył się bardzo późno. Linijki oczywiście zostały dokończone na następny dzień. Ręka bolała od pisania. Gdy doszłam do tej jakże magicznej liczby tysiąc stwierdziłam, że nigdy więcej nie chce pisać linijek.
Dostałam również polecenia wymyślenia kary na "następny raz" (którego nie będzie!!!!)😇😇. Nie zdradzę szczegółów, ale hmm powiem tyle, że trwa dwa tygodnie i hmm nie są to optymistyczne dni.
Och, poznałam czar linijek dwa razy...zadanie doskwierające ale i pouczające....
OdpowiedzUsuńDla mnie linijki na stronie internetowej w specjalnym programie to koszmar. Dobrze, że w tym przypadku Pan sobie o niej nie przypomniał. Ale to prawda...niosą za sobą naukę. :) Dziękuję Awe, że tu zaglądasz :)
Usuń