Bondage, Podwieszanie/ Półpodwieszanie - dlaczego spróbowałam?

 No właśnie, dlaczego?

Cały obszar klimatu dotyczący lin jest dosyć ciekawym zakątkiem. Pan wprowadził mnie w niego na początku naszej relacji i mimo moich obaw jest to naprawdę cudowne miejsce.  Jest to też spore wyzwanie i duża doza nauki, którą trzeba przyswoić. 

O "zwykłym" wiązaniu już pisałam. Jednak chce się tutaj zatrzymać głównie na kwestii podwieszania. Nie ma co ukrywać jest to trochę hmm wyższy poziom tego zacnego kącika. 

Być może zostanę tutaj wytknięta z powodu mojej nie znajomości terminów japońskich, które określają poszczególne wiązania. Przykro mi, ale nie zagłębiałam się w nie... przynajmniej jeszcze nie. Co nie oznacza, że jestem totalną ignorantką i nie zwracam na nie uwagi. Musze przyznać, że gdy planuje już coś z linami to zdarza mi się używać paru z nich ( dobra właściwie to dwóch... ale  hej! Wszystko przede mną).

Nie pamiętam dokładnie od kiedy zaczęła się moja fascynacja wiązaniami w powietrzu. Na pewno już wtedy Pan mnie uczył jakiś podstaw. Jednak ten czas to było głównie przeglądanie zdjęć, czasami filmików. Nie ma co ukrywać, ale zachwyciłam się pozycjami i ogólną kompozycją całości. Było coś w tym obrazku danej osoby (nie koniecznie uległej) podwieszonej całkowicie bądź częściowo co mnie przyciągało. Jednak ja jako osoba niedoświadczona jeszcze wtedy w wiązaniach na ziemi (nie mówię oczywiście, że teraz urodził się we mnie jakiś ekspert), widziałam to oczami jako coś niemożliwego do stworzenia. 

W końcu oglądanie zamieniło się w szukanie inspiracji.. czegoś prostego... mega prostego co będę w stanie samej zrobić. Przyznaje się (bez bicia), że było to głownie pod wpływem mojej hmm "zachłanności" na poszerzanie tych umiejętności. Chciałam więcej. Chciałam wisieć... chociaż w połowie, bo wiedziałam, że samemu nie wykonam większości rzeczy. Drugą kwestią było zaufanie do siebie. Wiem, że mimo podziwiania i ekscytacji podczas oglądania niektórych profili z bondage na instagramie ta "mała dziewczynka" we mnie woła i krzyczy "Chce to... tu i teraz, a jak nie to będę tupać nóżkami!" Jednak zdaje sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie przeskoczę i na przykład podczas takich wiązań muszę mieć wolne ręce, muszę być dość nisko przy podłodze, by w razie czego sobie pomóc, muszę być przede wszystkim skupiona, by pod wpływem podekscytowania nie zrobić czegoś źle. Wszelkie wiązania niosą za sobą pewne ryzyko ( o nim pojawi się oddzielny post).

Tutaj dwa zdjęcia, które mi się spodobały jako pierwsze: (oczywiście było ich więcej)




Pierwsze podwieszenie było zrobione pod wpływem chwili. Może nie koniecznie dobrze to o mnie świadczy, bo z perspektywy czasu nie rzuciłabym się na coś bez dokładnego przestudiowania sobie w głowie co i jak zrobić. Wtedy kierowałam się głównie tym, że to coś nowego. Pierwszy raz się udał, ale trzeba przyznać, że był dość hmm niedopracowany. Potem pojawiły się kolejne parę krótkich sesji półwiszących już bardziej skupiających się na detalach. 

Później wkradła się dość długa przerwa, spowodowana głównie moimi przemyśleniami na temat tego jak moje ciało wygląda podczas takie wiszenia. Przeszkadzało i peszyło mnie to, że w danej pozycji lina się w nie wrzyna i nie wygląda to ładnie. A przecież wszystkie wiązania wyglądają pięknie. No i się trochę zamknęłam z tymi praktykami. Dość długo trwał mój powrót... ale w końcu się udało przezwyciężyć te hm "myśli" i zaakceptować fakt, że to jest całkowicie normalne. Moje pierwsze podwieszanie po przerwie było dla mnie czymś wielkim. Znów pojawiło się podekscytowanie całą sytuacją spróbowania czegoś nowego. Stworzyłam uprząż na udach. Do tego jedna noga była związana (łydka do uda). Głowa leżała na ziemi. Mam wrażenie, że było to takie pierwsze "prawdziwe" podwieszenie poprzedzone dobrym przygotowaniem się do niego. Robiłam je już parę razy głównie ze względu na to, że nie miałam chwili na spokojne przestudiowanie kolejnych nowości. 

Kolejna kwestia to fakt, że zauważyłam pewną różnice między zwykłymi wiązaniami, a podwieszaniem. Oczywiście nie wszyscy muszą to tak widzieć i mieć takie zdanie. Mam wrażenie, że podwieszanie nie zawsze dla mnie czysto seksualne. Owszem większość z nich powoduje myśli dotyczące tego co można by w tej pozycji robić... jaki ma się dostęp do osoby związanej itd. Jednak mimo tego, podwieszanie jest dla mnie najczęściej formą totalnie inną. Nie skupiam się przy nim na tych aspektach, tylko na odczuciach jakie dają liny. Odczuciach pewnego wyciszenia, dryftu, niemyślenia, wyłączenia się od świata.  Jest to dziwne uczucie, pełne dyskomfortu i bólu (w zależności od pozycji oczywiście). Jednocześnie jest bardzo uzależniające i wciągające. Jakby nic innego nie istniało tylko ja i liny. (No i miauczący kot w sypialni, domagający się wyjścia, ale powiedzmy, że to dodatek do sesji :P)

Dzisiaj w głowie urodził się pomysł, który chce wprowadzić niedługo w życie. Wiem jednak, że będę musiała się do tego przygotować jeszcze lepiej niż poprzednio, bo to będzie duży krok w moim rozwoju. :)

Źródła: 

https://www.deanexa.com/self-suspension-successful-shapes/

https://joannebakerart.bigcartel.com/product/shibari-i-a3-glicee-print

 

Komentarze