Co w głowie siedzi?

Już nie raz Pan musiał mnie dyscyplinować. Chyba każda uległa miała taką sytuacje przynajmniej raz. W końcu smycz musi ktoś trzymać, a czasami trzeba za nią nawet pociągnąć, szarpnąć żeby przywołać do porządku.

Każdy Pan / Master będzie stosował inne kary.. jednak wydaje mi się że większość dodatkowo będzie stosowała słowne zdyscyplinowanie uległej. Czyli nie owijając w bawełnę - opierdziel.

Kar nie lubię... wydaje mi się, że uległa nie powinna ich lubić bo jaki sens wtedy karać skoro ona niczego się nie nauczy. Dla mnie chyba najgorszy jest właśnie ten opierdziel. Bo pozostaje nic innego jak tylko klęczeć, słuchać i odpowiadać na pytania nie znajdując w tym przekazie żadnej czasami litości ze strony Pana na kolejne błagania i zapewnienia, że to już ostatni raz. 

Dlatego dzisiaj zajmę się opisaniem mniej więcej oczywiście jak to wygląda ze strony myśli które kłębią się w głowie...

Stwierdziłam, że możemy wyróżnić tutaj dwie sytuacje:

1. Gdy uległa wie, że złamała zasadę/zasady- to jest chyba najprostsza sytuacja. Za przykład dajmy hmm orgazm bez pozwolenia. Zdarzyło mi się złamać tą zasadę już chyba już 4 razy i za każdym razem kara była praktycznie surowsza. Biorąc pod uwagę obecną zasadę dotyczącą edgingu muszę przyznać, że łatwo o złamanie tego zakazu. I mimo, że nadal nie mogę dojść to korzystając z tego prawa mam takie uczucie, że Pan mi ufa, bo wierzy, że się powstrzymam. Jednak złamana zasada oznacza jedno... kare. ... I w sumie jeszcze jedno ... wkurzonego Pana. Ze względu na fakt, że zdarzyło mi się ten zakaz złamać, będzie łatwiej to opisać. Na samym początku zazwyczaj pojawia się pewien szok. Bo przecież jak to możliwe... jeszcze parę sekund temu do tego by nie doszło. Potem kiedy juz powaga sytuacji weźmie górę zaczyna docierać do myśli fakt co teraz będzie. ... że trzeba napisać i się przyznać. Jednocześnie chce się odwlec w czasie cały ten proces jak gdyby to miało uchronić od konsekwencji. Wiec korzysta się z tej próby pewnej ochrony, której w rzeczywistości nie ma i probuje się wrócić do swoich zajęć. Jednak fakt tego co się zrobiło cały czas tam jest z tyłu głowy i macha wielkimi rękami przypominając o tym co czeka... dochodzi stres ... bo jak Pan zareaguje... czy lepiej powiedzieć teraz kiedy jeszcze jest w pracy czy może zaczekać do wieczora. Wtedy do głowy wpada kolejny plan. Skoro próba powrotu do swojej pracy nie wypaliła to może warto coś zjeść... albo hmm pograć... albo poszukać sobie czegoś do obejrzenia. Ale to wszystko na nic bo i tak zdenerwowanie wygrywa. W końcu następuje poddanie się całkowicie sytuacji. Wiadomość do Pana zostaje wysłana i pozostaje tylko czekać. Kiedy już dochodzi do konfrontacji z Panem nadchodzą do głowy stosy usprawiedliwień i przeprosin. Czasami nawet pojawia się chęć bycia ukaraną, żeby zacząć znów z czystą kartą. Pan czasami ogranicza się do wydawania poleceń, nie znosząc sprzeciwu, karząc za całe zachowanie. Potem po karze zostają tylko zapewnienia, kolejne przeprosiny i dziękowanie.

2. Druga sytuacja jest trochę inna. Przyjmijmy, że suczka była grzeczna calutki dzień. Wszystko jest ładnie przygotowane tak jak powinno być i pozostaje tylko czekanie na wiadomość od Pana. I nagle ten optymizm.. ta radość że może dzisiaj Pan pozwoli na coś, że może pochwali zostaje zburzony. Pan nie jest z czegoś zadowolony. Dodatkowo nie wskazuje od razu błędu. Pojawia się wtedy pewien hmm bunt, a może bunt to za duże słowo... ale pojawia się pewna walka o swoje. O to że Pan się myli, bo przecież byłam grzeczna. Nie widzi się tego błędu. Wydaje się, że to co zrobiłam po prostu nie miało jakiegoś wielkiego znaczenia. Mój Pan zazwyczaj wtedy stosuje taka hmm metodę która przypomina trochę tłumaczenie małemu dziecku, że to co zrobił bylo złe. Zawsze wtedy czuje się jak mała dziewczynka w szkole kiedy nauczyciel przy całej klasie robi wykład na temat jej zachowania. Pan wtedy zadaje pytania na które zazwyczaj musze odpowiadać zero jedynkowo tak/nie. Zawsze wtedy jestem na siebie wkurzona i pojawia się wstyd za swoje zachowanie kiedy już po kolejnym pytaniu dociera do mnie, że dana rzecz którą zrobiłam lub nie zrobiłam była bardzo nie w porządku. Dochodzi tak jakby obwinianie się za ten blad, bo jak mogłam na tą rzecz nie spojrzeć z drugiej strony... przecież jako uległa nie powinnam myśleć najpierw o sobie. Zawsze zaraz po tym przychodzi zdenerwowanie ... bo czy Pan poprzestanie na tym hmm opierdzielu czy jednak mi się dostanie.

To takie dwie sytuacje które praktycznie się przeplatają przez Naszą relacje. Oczywiście jako hmm posłuszna suczka staram się żeby było ich jak najmniej jednak czasami jednak te scenariusze pojawiają się ( i to bez zaproszenia) bo hmm suczce coś do głowy strzeli i potem musi za to odpokutować. Niby każda kara jest inna jednak odczucia w pewnym sensie takie same :)

Komentarze

  1. U nas kwestia kar wygląda nieco inaczej, bo relacja też jest zupełnie inna, ale mam wrażenie że ja, mimo upływu lat, wciąż mam buntownicze nastawienie do kar :D coraz częściej podchodzę do nich z pokorą, często sama wiem że powinnam je dostać, ale jednak nadal zdarza mi się mieć z nimi problem, z tym że Pan widzi jakieś niedociągnięcia, szczególnie jeśli moja wina nie jest oczywista.
    Ciekawy blog, będę wpadać częściej. Zapraszam też do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj jak Mój Pan znajdzie jakiś szczegół, o którym powinnam pamiętać to też chce się buntować i czasem zdarza mi się to robić. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz