Prosto z głowy cz. 5

 

Mam strasznie zabiegany dzień. Ciągle coś jest do zrobienia. W międzyczasie mam w głowie myśl odnośnie poprzedniego wieczoru. Pan kazał mi wypić kieliszek z siusiami. Minęło trochę czasu od pierwszego razu takich zabaw. Wiem, że są dla mnie to trudne chwilę i nie wykonuję tych poleceń z uśmiechem na ustach. Nie wydaje mi się, żeby to się zmieniło. No cóż… są to siusie. Jednak chce te granice przekraczać i się z nimi oswajać. Co więcej… chce, żeby Pan widział moje chęci. Dlatego biję się z myślami czy dziś spróbować znowu…

*

Przychodzi wieczór, leżę już w łóżku. Rozmawiamy z Panem. W końcu nie wytrzymuje i mówię Mu, że chce coś zrobić. Z jednej strony nie chce znowu ich czuć na języku, w ustach. Z drugiej pragnę, żeby Pan był zadowolony i dumny. Idę do kuchni po kieliszek, potem do łazienki. Po chwili jestem z powrotem z nim w pokoju. Nie chcę, ale stwierdzam, że jak zamknę oczy i szybko przechylę zawartość to pójdzie z łatwością. Chwila i kieliszek jest pusty. A ja w jakimś stopniu czuję, że granica się troszeczkę przesunęła i się z tego w duchu cieszę.

*

Mam zapięte klamerki w dość nietypowym miejscu. Dlaczego? Bo jeszcze nigdy nie zapinaliśmy klamerek na brzuchu. Dodatkowo klamerki są połączone sznureczkiem. Wiem co to oznacza. Będzie trzeba je zerwać. Co więcej… będzie bolało. Lubię ten ból. Nawet bardzo. Mam na sobie 7 klamerek na brzuchu tuż nad wzgórkiem. Pan każe dopinać kolejne w dół przy pachwinach. Potem kolejne po drugiej stronie.. tak, żeby powstał trójkąt. Byłam pewna, że będę musiała pociągnąć za resztę sznureczka. Jednak Pan każe podejść do drzwi i przymocować tą końcówkę do nich. Intuicja mi mówiła, że to wcale nie będzie koniec urozmaicania tego zadania. I się nie pomyliłam. Miałam być cicho podczas zrywania. A pomóc miała mi w tym podniesiona słuchawka od domofonu. Klamerki stawały się co raz bardziej uciążliwe. Robię krok w tył. Czuję jak każda po kolei ciągnie i po chwili odrywa się. Nie pisnęłam. Co więcej… chce jeszcze raz! 

*

Klęczę w kącie. Pod kolanami mam groch. Sama 10 minut temu postanowiłam, że powinnam na nim klęczeć. Pan się dowiedział dopiero teraz. Pochwalił mnie. Uśmiechnęłam się troszkę, ale wiem, że spędzę tu długie godziny. Chyba, że Pan mi pozwoli wstać. Nie jest wygodnie. Jestem zmęczona, zła na siebie i swoje wczorajsze zachowanie. W głowie toczę batalie, co zrobić, żeby Pan wybaczył. Wiem, że klęczeniem w kącie tego nie załagodzę w pełni, Wiem też, że będzie trudno. Minęła godzina. Dopiero! Czuje już porządny ból skóry pod kolanami. Zapewne mam teraz na nich pełno grochowych odciśniętych kształtów. Pan pyta, ile czasu zamierzam tu spędzić. Odpowiadam “godziny… aż zasnę, albo padnę”. Nie szukam współczucia, ani litości, chociaż bardzo chciałabym teraz usłyszeć, że to już koniec. Pan każe wstać z kolan i iść do klatki. Tam mam spędzić wieczór. Mam nadzieję, że na noc będę mogła wrócić do sypialni, bo bardzo przytłacza mnie myśl spania tutaj.


 Photo by Artem Labunsky on Unsplash

Komentarze

  1. i jak się skończyła Twoja kara? czy Pan pozwolił Ci na noc wyjść z klatki? a może wprowadził jakieś dodatkowe elementy kary?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolił wyjść, ale spałam na podłodze w sypialni. Kolejny dzień za to przyniósł dalszą część kary. :)

      Usuń

Prześlij komentarz