W każdej sesji zawsze jest jakaś mała lekcja


Ostatnio strasznie wyczekiwałam weekendu. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę na Pana czekać w samej obroży i być gotowa do służenia. W piątek jednak wygrało zmęczenie po całym tygodniu, co chyba miało duży wpływ na to, że w sobotę moje niepohamowane pokłady uległości przejęły nade mną kontrolę. :)

 Było to dość ciekawe uczucie. Oczywiście chciałam zaznać przyjemności jaką jest bycie kierowaną przez Pana wprost w tą otchłań orgazmu. Jednak to dla mnie wtedy nie było aż tak ważne. Istotne było służenie. Po prostu służenie. Chciałam czuć, że ta obroża na mojej szyi definiuje to kim jestem. Jednocześnie chciałam pokazać Panu, że potrafię być porządną sunią. 

Pan nie byłby sobą gdyby nie kierował tego wieczoru nie prowadził wszystkiego tak, abym co rusz miała jakieś małe wyzwanie.  Oczywiście słowo "wyzwanie" wcale z Jego ust nie padło. Po prostu były to polecenia. Ale dla mnie? To definitywnie były wyzwania. Pan tym razem skupił się głównie na moich piersiach i usilnie nie chciał przejść do jakiejś innej części ciała. Moje sutki więc poczuły klamerki. Potem przyszedł czas na spinacze... za którymi nie przepadam. Nie lubię ich na tyle, że zawsze zwlekam z ich założeniem, co prawie zawsze skutkuje tym, że Pan zaczyna odliczać od 10 w dół (a jak dojdzie do zera to zazwyczaj źle się to dla mnie kończy). Przy zdejmowaniu Pan nie pozwalał ich pomasować. Bolały mocno. Nie pozwalał zmieniać pozycji i oczywiście kazał wszystko wykonywać bez zbędnego zwlekania. 

Mój Pan zaczął mi w pewnym momencie wyjaśniać, że ból mnie z niczego nie zwalnia gdy służę. Kazał mi powtarzać parę razy zdanie o tym. Powtarzałam, ale bez przekonania. Oczywiście Pan to wyczuł. Za dobrze mnie zna. 

Parę dni wcześniej Pan pokazał mi nagranie gdzie uległa na kolanach, z klipsami na sutkach dostawała razy na piersi. Klęczała i praktycznie nie drgnęła mimo, że razy na pewno były bolesne. Nie ruszyła się też, gdy zdjęto klamerki. Musze przyznać, że trochę mi to zaimponowało. Jednak znam też siebie i wiem, że potrafię się wiercić.


 

Mam wrażenie, że dopiero po jakimś czasie spędzonym na kolanach z wciąż bolącymi sutkami dotarło do mnie, że to prawda. Gdy służę, liczy się tylko Pan. Nie liczy się to, że razy czy klamerki bolą. Ten ból nie może mną kierować, bo to Pan mną kieruje. Moim zadaniem jest się temu wszystkiemu poddać. Wydaje się to bardzo proste, ale czasami nie jest, gdy Pan dokłada kolejne cegiełki swoich rozkazów. I myślę, że to jest największe wyzwanie jakie miałam i będę mieć. To krótkie zdanie z tyłu głowy, które musiałam powtarzać: "To, że boli z niczego mnie nie zwalnia". 

:)




Komentarze