Bycie suczką
Jakiś czas temu pisałam o puppy play. Jednak były to takie rozważania typowo od strony literatury naukowej, która pokrywa ten temat. Dzisiaj będzie od mojej strony.... od strony suczki.
Jestem 100% uległą Mojego Pana. Ta uległość jest różna. Czasami jestem po prostu niewolnicą, która do Niego należy. Czasem Pan traktuje mnie inaczej. Jest kilka takich odsłon i dziś skupie się na jednej z nich.
Pamiętam, gdy pierwszy raz rozmawialiśmy na temat bycia suczką jakoś nie przykładałam do tego dużej uwagi. Jest to dość zawstydzająca rola. Pan jedynie zapytał się o to pod kątem ewentualnych granic. Później przez bardzo długi czas nie podejmowaliśmy tego tematu. Byłam nazywana suczką, lecz nie wiązaliśmy tego z rolą suni jako pieska.
Nie sądziłam, że to kiedyś stanie się jedną z praktyk podczas sesji czy po prostu podczas zwykłych klimatycznych sytuacji. Pamiętam, że miałam jednego dnia porządny subdrop. Rozmawialiśmy wtedy wieczorem, gdy już byłam w wyrku, o strasznie banalnych rzeczach. Kompletnie nie klimatycznych. Tamtego dnia wyszedł temat puppy play w sumie ze zwykłego przekomarzania się z Panem. W rezultacie Pan kazał mi spróbować udawać pieska. Szczekałam, warczałam, merdałam ogonkiem. Muszę przyznać, że to wszystko odbyło się na zasadzie zabawy. Wciąż byłam posłuszną sunią/uległa mimo wcielenia się w kompletnie inną rolę i dalszego przekomarzania się Panem. Ale było to coś hmm innego.
Potem jakoś sesje co jakiś czas stawały się urozmaicone właśnie takimi praktykami. Pan prowadził je tak, że stawałam się suczką, będącą na czworakach z wyciągniętym na wierzch językiem. Wtedy piłam tylko i wyłącznie z miseczki, warczałam, chodziłam po domu jak piesek. Czy było to podniecające? Tak! Ale głównie... było zabawne. Mam wrażenie, że w takich sytuacjach protokół mojego zachowania się odrobinkę zmienia. Oczywiście nadal obowiązują mnie wszystkie zasady. Jednak jakieś minimalne popuszczenie smyczy jest wyczuwalne. Jednocześnie nie jest to hmm dla mnie przynajmniej taka normalna sesja, która byłaby łączona z seksem czy po prostu z orgazmem, gdy nadal jestem w roli suczki. Pan wie, że nie jestem w stanie tych dwóch rzeczy połączyć. Z resztą sam fakt, wchodzenia w rolę pieska jest dużym wyzwaniem.
Po kilku takich sesjach/sytuacjach muszę przyznać, że nadal jest to zawstydzające. Zawsze na początku gdy Pan nagle każe mi szczekać, to się buntuje. Ostatecznie oczywiście to wykonuje... ale po paru dobrych minutach zapierania się, że tego nie zrobię. Mam wrażenie, że jest to kwestia wejścia w odpowiedni sposób myślenia, bo kiedy się już "rozkręcę" to nie zastanawiam się aż tak bardzo, jak dana rzecz wygląda z boku.
Jedno jest pewne gdyby Pan na początku chciał się tak bawić... to chyba bym była bardzo sceptycznie do tego nastawiona. Teraz odbieram to przede wszystkim jako zabawę. Jest to coś innego niż służenie jak przykładna uległa i trzymanie się sztywno zasad.
Ja mam stosunek do zabaw pet play mieszany dość. Lubię być nazywana suczką, łasić się, nosić obrożę. Długo jednak miałam problem by się przełamać do picia z miseczki jak piesek. A jednak... Do czasu aż nie padło takie polecenie. Wykonałam i podnieciło mnie to, choć było zarazem bardzo upokarzające. Podobnie było ze szczekaniem, które z czasem oswoiłam. Na ten moment nie do przeskoczenia wydaje mi się aportowanie. :)
OdpowiedzUsuńMi picie z miseczki przyszło dość łatwo. Szczekanie i warczenie jest trudne. Do tego Pan jakoś nie jest przekonany, że jego sunia jest rasy nieszczekającej. :)
Usuń