Jazda!

Ostatnie tygodnie niestety spowodowały, że pisanie czegokolwiek na blogu było spychane na ostatni plan. Mimo, że miałam to wszystko gdzieś z tyłu głowy, próbując wcisnąć to w plan dnia, to zawsze wychodziło, nie tak jak chciałam. Dlatego od razu na wstępie przepraszam za moją małą (dużą) nieobecność. 

Mimo wszystko te ostatnie tygodnie były też hmm wyjątkowe....

Już nawet teraz pisząc to nie pamiętam kiedy to dokładnie było... wiem, że był to piątek. Chyba ten przed mikołajkami. Dzień był całkowicie zawalony pracą z minimalnymi przerywnikami, które zafundował mi Pan. Piątek oznaczał również prawdopodobną sesję, lub jak to z Panem czasem nazywany "zabawę". Ubrałam się tak, żeby Panu się podobało. Byłam trochę zmęczona po całym dniu.. ale to się aż tak bardzo wtedy nie liczyło... chciałam po prostu czekać grzecznie na Pana. 

Nie opiszę dokładnie co się działo... Ale ...zwrócę uwagę na dwie rzeczy. Pan tego wieczoru kazał mi zatańczyć. Wybrać jakąś muzykę i się postarać dla Niego. Od razu w takich sytuacjach mówię nie.. mimo, że wiem, że On tego chce, że Mu to sprawi przyjemność. Po prostu ogarnia mnie takie zawstydzenie, bo Pan to będzie widział w czasie rzeczywistym. Jest to podniecające oczywiście. Taki rozkaz nie wykracza poza moje granice... ale jest trudny. Wymaga czegoś takiego małego ode mnie. Nie wiem czemu, ale nie potrafię zrobić tego tak na zawołanie, na rozkaz. Pan zazwyczaj po moich prośbach przestaje naciskać. Tak było też wtedy. Zabawa trwała dalej. 

Tego wieczoru robiliśmy też coś totalnie nowego dla mnie. (Celowo nie napiszę co to, ale tytuł postu jest pewną podpowiedzią 😇😈). Praktycznie jak Pan kazał wszystko przygotować to trochę na początku nie wierzyłam. Od zakupienia tej rzeczy minęło trochę czasu, a ja nie chciałam też Pana ciągle się dopytywać "kiedy go użyjemy?" Pan nie lubi takiego domagania się. W każdym bądź razie całość była z jednej strony zawstydzająca... pozytywnie oczywiście, z drugiej cholernie satysfakcjonująca.... a z trzeciej wykańczająca, bo po wszystkim leżąc w wyrku z obrożą na szyi zasnęłam jak dziecko i jeszcze przez połowę kolejnego dnia miałam wrażenie, że nie doszłam na 100% do siebie. Nie mogłam się doczekać też kolejnego razu! Pan oczywiście ku mojemu niezadowoleniu powiedział, że mogę tej rzeczy używać do edgingu (Tak! Znów mam do niego prawo. Warunek -  mam się pilnować), ale nie w taki sposób jak robiliśmy to tego wieczoru. Byłoby chyba za dobrze gdyby Pan na to pozwolił... i chyba wiedział też, że używałabym wtedy tego często. 

W kolejny dzień postanowiłam wynagrodzić Panu brak tańca! W rezultacie nie jest to wcale takie ciężkie, więc może w końcu gdy padnie taki rozkaz, nie będę prosiła Pana o anulowanie przynajmniej na daną chwilę polecenia. :)


Komentarze