Piątek 13 - ego
Nie jestem osobą przesądną, ale w jakimś malutkim stopniu zwalam winę za moje zachowanie na tą okoliczność. (oczywiście żartuje!) 😇
Cały piątek był zawalony pracą. Do tego doszedł pilny wyjazd, który przeszkodził wykonanie tych wszystkich obowiązków, wiec czekało mnie siedzenie wieczorem. Piątek jest zawsze hmm zobowiązujący dla mnie. Zaczyna się weekend i jednocześnie oznacza to więcej czasu na klimat. Prawdopodobieństwo, że będziemy "coś robić" w taki dzień wzrasta. Stąd też zasada, że od piątku do niedzieli wieczorem mam czekać. Przygotować się i czekać.
Czekałam więc. Przebrałam się w to co Pan lubi. W międzyczasie starałam się zrobić jak najwięcej rzeczy, których nie zdążyłam. Ale gdy tylko Pan się pojawił czytanie o swobodnym przepływie towarów poszło w niepamięć.
I się zaczęło ...
Po pierwsze nie zauważyłam momentu kiedy protokół/etykieta zaczęła obowiązywać. Nie stosujemy jej przy każdej okazji... ale jest ona w mocy od momentu kiedy zaczynamy robić coś konkretnego, kiedy Pan zaczyna wydawać konkretne rozkazy, kiedy czeka mnie jakieś zadanie. Zauważyłam za późno, a Pan zwracał uwagę, przypominał na swój sposób.
Po drugie ta pierwsza rzecz połączyła się z brakiem skoncentrowania w niektórych sytuacjach. Było późno, po całym tygodniu pracy, ale to i tak mnie nie usprawiedliwiało. Ten błąd ciągnął się i ciągnął. Nie do końca zachowywałam się jak powinnam. Aż w końcu doszło do tego, że stłukłam szklankę. 😮 Nie chodzi o to, że dostało mi się za ten mały incydent.
Pan wytknął mi ten brak skoncentrowania, ale głownie skupił się na tym, że zachowywałam się lekceważąco w stosunku do zasad. Idąc dalej zlekceważyłam Pana swoim zachowaniem. Pan też nie widział odpowiedniej reakcji na moje błędy i na wcześniejsze przywoływania do porządku. Pan myślał, że Go testuje... co nie było prawdą, a niestety tak wyglądało.
Było mi wstyd, ale Pan uważał, że nie widać go kompletnie. Wiec mnie upokorzył. Każda kara jest w jakimś stopniu upokarzająca. Wydaje mi się, że jest to jej taki nieodzowny element. Zostałam wysłana do łózka z hmm małym/ dużym dodatkiem. Czekała mnie pobudka o 5:30, a właściwie nawet parę minut wcześniej, bo musiałam się znaleźć o 5:35 w klatce z kołdrą i poduszką. Wstawanie tak wcześnie w sobotę jest już same w sobie okrutne. Ale w pełni na nie zasłużyłam. Wiedziałam i tak, że gdy tylko znajdę się w klatce to mimo niewygodnej podłogi zasnę. I tak się stało. Miałam kolejny budzik na godzinę 6, żeby zdjąć obroże (niestety już parę dobrych tygodni wcześniej dobre czasy zdejmowania obroży o 9 się skończyły :/ ). Obudził mnie Pan około 7:20. Chciało mi się potwornie spać. Nie mogłam wyjść z klatki nawet do łazienki. Przed wejściem do niej zrobiłam sobie szybko dwie kanapki i przygotowałam wodę ( w miseczce), bo Pan powiedział też, że wyjdę na jedzenie dopiero jak pozwoli.
W pewnym momencie zaczęłam prosić Pana, żeby mnie wypuścił. Były to ciężkie godziny siedzenia w niewygodnej pozycji, ale w pełni zasłużone. Po przebudzeniu miałam pozwolenie do zabranie laptopa do pracy. Ale nie potrafiłam za dużo zrobić, a że miałam zakaz przeglądania YouTube i innych rzeczy to pozostało mi spanie, albo po prostu siedzenie i myślenie o tym co zrobiłam. Spanie nie było wygodne. Myślenie "wygodne" też nie było. Byłam na siebie zła.. wstydziłam się swojego zachowania. Ta kulminacja wszystkiego doprowadziła do tego, że popłynęły łzy. Wiedziałam, że Pan przyjął moje przeprosiny, sam to powiedział. Ale konsekwencje musiały być.
Wyszłam z klatki dopiero o 10:30. Miałam zająć się swoimi obowiązkami. Kara się skończyła. A ja postaram się bardziej. 😇
Komentarze
Prześlij komentarz