Nowy Semestr

Już praktycznie koniec moich wakacji. Od poniedziałku wracam do szarego życia studenckiego i będę otoczona milionem notatek i zakreślaczy. Chociaż nie! To nie będzie w cale szare życie :P 

Ten semestr  (i mam nadzieję, że kolejny też) będzie zdalny, a co za tym idzie moje wszystkie zajęcia będą online. Idąc dalej... mimo tego, że będę prawie cały dzień siedziała z nosem w książkach  to pojawia się ciekawa perspektywa być może większej ilości klimatu podczas niektórych z tych zajęć... ale o tym najprawdopodobniej w innym poście :P

Powiedzenie "nowy rok, nowa ja" jest chyba najbardziej rozpoznawalne w styczniu. Nawet miejscami jest ono dosyć irytujące bo rok w rok to samo :P Ale to właśnie jakoś dziś przyszło mi ono do głowy i zaczęłam się zastanawiać, czy rozpoczynając teraz swój ostatni rok na studiach jestem "nowa". Wydaje mi się, że "nowa" byłam już jakiś długi czas temu kiedy przestałam hmm wstydzić się swojej uległości. Po prostu zaakceptowałam, że ona jest we mnie. Nie jest to jakiś wyszukany proces przez który się przechodzi według wytycznych. Raczej trzeba do tego samemu dojść. 

Wydaje mi się, że teraz zaczynam ten październik z przymiotnikiem "inna" obok siebie, w takiej pozytywnej interpretacji. Przez te długie miesiące uświadomiłam sobie chyba bardziej niektóre aspekty relacji jaką tworzymy z Panem bardziej niż normalnie. Mam wrażenie, że kiedyś bardziej bym się wykłócała i szukała wymówek. Oczywiście są pojedyncze dni kiedy po prostu się potykam w tym wszystkim, ale jest ich co raz mniej. Staram się by było ich jak najmniej. 

Zastanawiam się czemu  zawdzięczam tą zmianę? Można łatwo odpowiedzieć, że Panu... bo w dużej mierze to On mnie tak jakby "wychowuje?". Dodatkowo chyba działa fakt, że chce być przykładną uległą i nie chce, żeby Pan musiał się na mnie niepotrzebnie denerwować. Nie chce go w żadnym przypadku zawozić. Po trzecie jestem dosyć porządnie przywiązana do swojej obroży.. wydaje się to trochę śmieszne jak się to mówi, ale jednak fakt, że mam do niej prawo jest dla  mnie czymś dużym, czymś co sprawia radość kiedy mogę ją założyć wieczorem, lub kiedy Pan pozwoli na jej noszenie przez cały dzień. 

Od chyba dwóch tygodni do tej małej listy rzeczy, które sprawiają, że się bardziej pilnuję są karteczki. Zwykłe białe niewinne karteczki. Jest ich łącznie cztery i każda znajduje się w innym miejscu. A pojawiły się oczywiście przez moje potknięcie...dosyć duże. Biorąc pod uwagę fakt, że Pan sprawuje kontrolę w dosyć dużej ilości spraw to dostało mi się za sprawy finansowe. Oficjalnie mogę w skrócie powiedzieć, że przesadziłam i jestem na hmm granicy "ubezwłasnowolnienia" jeśli kolejny miesiąc będzie wyglądał podobnie. W każdym bądź razie Pan kazał przygotować karteczki i na każdej z nich napisać - Konsekwencja, Dyscyplina. Chyba najgorsze były pierwsze dwa dni od kiedy zawisły. Widziałam je za każdym razem jak szłam po coś do łazienki lub do lodówki. Jedna z nich wylądowała u mnie w portfelu i widzę ją przy każdych zakupach. Nie mogę powiedzieć, że teraz po tych dwóch tygodniach już ich nie zauważam, bo to nie prawda. Po prostu nie wprowadzają mnie może aż tak w to okropne poczucie winy jakie towarzyszyło mi przez pierwsze dwa dni, bo moje myśli były ukierunkowane głownie na tamto zachowanie. Teraz karteczki odnoszą się praktycznie do każdej rzeczy, która mnie obowiązuje. 

Tak więc chyba rzeczywiście zmieniłam się trochę przez te długie miesiące. Nie na tyle by powiedzieć, że jestem całkowicie "nowa", ale na pewno na tyle by rzec "inna". :)

 

Na koniec obiecany rysunek... których postaram się robić więcej :):D



Komentarze