Szlaban

 

W końcu wracam po przerwie. Wiem, że długo mnie nie było, ale nie byłam w stanie pisać, więc stwierdziłam, że zmuszenie się do niczego dobrego nie doprowadzi... stąd przerwa. 

Przez ten czas sporo się działo. I żeby było chronologicznie to zacznę od niezbyt przyjemnej rzeczy. Dostałam pierwszy szlaban. Jakoś to zdanie brzmi odrobinkę dumnie. Radości w każdym bądź razie z tego "pierwszego razu" nie było. Zazwyczaj główna kara to był jeden dzień. Jakąś częścią tej kary było samo oczekiwanie na nią - czego wręcz nienawidzę, bo wtedy cały czas siedzę w niepewności i myślę co będzie jak już Pan ochłonie i postanowi się mną "zająć". Ale mimo wszystko... kara to zawsze był jeden dzień i był koniec. Czysta karta. 

Teraz kara trwałą 12 dni. Miały być to dwa tygodnie, ale niestety wykonywanie wszystkich poleceń na wyjeździe było wręcz nie do zaakceptowania. Co tu dużo mówić... to nie były łatwe dni. 

Przed rozpoczęciem szlabanu miałam spisać wszystkie polecenia na jednej kartce. 

1. zakaz orgazmu

2. utrata prawa do łózka na cały tydzień

3. pisanie 100 linijek w każdy dzień szlabanu 

4. pierwszego dnia - zakaz korzystania z mebli (wszystkie posiłki jedzone na podłodze)

5. lanie - po 100 razów rano i wieczorem 

6. przed laniem 15 min spędzone w kącie 

7. codziennie 30 min klęczenia na ryżu 

8. zakaz ubrania - od godziny 18 do następnego dnia rano 

9. zakaz używania telefonu od momentu wyjścia z pracy do godziny 21 

10. zakaz mycia się pod prysznicem 


Kartka wisiała przy lustrze w pokoju, więc każdego dnia widziałam te wszystkie punkty. Pierwszego dnia nie wyrobiłam się ze wszystkim. Nie zdążyłam napisać linijek i zaliczyć kąta i klęczenia. Spóźniłam się też z wieczornym laniem. Pan stwierdził, że linijki za ten dzień napisze lewą ręką, żeby było sprawiedliwie. Oczywiście pisanie tych nieszczęsnych zdań trwało chyba 3 razy dłużej. 

Kolejne dni były jednym słowem ciężkie. Chyba najbardziej znośne były poranki, bo jedynym moim zadaniem były razy. Sam fakt, że nie mam prawa do ubrania, i że po przyjściu z pracy praktycznie czekają mnie linijki, klęczenie i stanie w kącie. I tak dzień w dzień. 

Szczerze mówiąc nie sądziłam, że taki szlaban może być taki trudny to "przeżycia". Byłam strasznie pewna siebie i w duchu powtarzałam sobie, że wytrwam i wykonam to wszystko bez problemów. Czekałam tylko na ten ostatni dzień, kiedy już wstanę i będzie po wszystkim. W 9 dzień kary "pękłam". Prosiłam Pana o skrócenia. O koniec. Płakałam tego dnia dużo.... (chyba jakoś potrzebowałam się wypłakać jakkolwiek to brzmi).  Dzień wcześniej popełniłam też mały błąd, na który mi Pan zwrócił uwagę. Oczywiście koniec kary nie nastąpił. Pan nie pozwoliłby na to. 

Dotrwałam do końca szlabanu i muszę przyznać, że było to ciężkie, ale bardzo pouczające "doświadczenie" (które oczywiście najchętniej bym wymazała z mojego cv). Jedno jest pewne... nie chce więcej takiej kary. 


Komentarze