Zmiany...

 

Ostatnie tygodnie przybrały trochę formę takiego manewrowania pomiędzy moimi obowiązkami. Z jednej strony na wręcz pierwszym miejscu była uczelnia i pisanie magisterki, z drugiej moje zobowiązania wobec Pana krzyczały, żeby o nich nie zapominać. 

Próbując to wszystko dopinać na ostatni guzik złapałam parę razy z niezadowolenie ze strony Pana. Przez ostatnie dni pisałam chyba dwa razy linijki w programie, stałam w kącie i siedziałam w klatce. Nie licząc niestety jednej dużej kary, która miała miejsce jakieś dwa tygodnie temu. Został też ustanowiony taki mały, nowy rytuał poranny. Mój Pan wymyślił poranną serię razów, która ma być wykonana w określonej kolejności i kończy się zdjęciem obroży i podziękowaniem. Jest to jedna z pierwszych rzeczy, które robię po przebudzeniu...oprócz napisania Panu, że wstałam i nakarmieniu kota. Moje odczucia co do całej serii są hmm różne. Z jednej strony zmusza mnie to do wstania... bo nie ma się co oszukiwać wcześniej zdarzało mi się zdejmować obroże w półśnie ok. godziny 7 i odwrócić się na bok. Teraz jej zdejmowanie jest trochę ceremonialne można powiedziec.  Z drugiej jednak strony w głowie co jakiś czas pojawia się małe pytanie o treści "Panie czemu dzisiaj musi być ta seria?". Owszem jest ono dość samolubne i staram się je "wymazywać", ale w dni kiedy najchętniej pospałabym jeszcze pół godzinki dłużej, przychodzi mi trochę marudzić.

Ostatnio zdając sobie sprawę z pewnych braków w hmm wiedzy, która powinna być w małym paluszku, postanowiłam, że trzeba nad nią popracować. Mianowicie chodzi o pozycje. Zaczynając relację z Panem dostałam małe zadanie. Miałam wymyślać nazwy do trzech pozycji. I tak o to otrzymałam pierwsze trzy do nauczenia się. Je znam bardzo dobrze. Później doszły kolejne i tu muszę się przyznać, że pamiętam tylko trzy czy cztery z nich, do tego nie wiem czy dobrze. :/ Następnie Pan postanowił, że powinnam znać jeszcze kilka innych pozycji. I to na nich się w ostatnich dniach skupiłam. Moje nieprzykładanie się do tej nauki nie ma wręcz żadnego usprawiedliwienia. W związku z pewnymi planami doszłam do wniosku, że nie mogę tego wiecznie odwlekać, bo nie będzie to świadczyło dobrze o mnie i o Panu. Dlatego teraz co drugi/trzeci dzień ćwiczę każdą z nich.

Ze względu na to, że prawie cały dzień siedzę obecnie przed laptopem i do tego mój czas wolny chcąc nie chcąc również jest spędzany w dużej mierze przed ekranem, postanowiliśmy z Panem zrobić małą zasadę. Moje niedziele wyglądają teraz kompletnie inaczej niż zwykle. Muszę przyznać, że będąc po pierwszej z nich, nawet mi się to podoba. Mam wtedy kategoryczny zakaz dotykania telefonu i innych tego typu rzeczy. Oznacza to więc praktycznie zero internetu. Mogę użyć telefon tylko wtedy, gdy Pan do mnie napisze. Wydaje się to prostę, ale łapałam się na wyciąganiu ręki po telefon już parę razy w ciągu tej jednej niedzieli. Za złamanie zasad wisi niestety nade mną kara, a jej długość zależy od ilości razów ruszania telefonu. Mimo, że ten dzień jest w pewnym sensie dla mnie trudny, to i tak jakoś nie mogę się go doczekać.

:)




Komentarze